piątek, 4 maja 2018

Histogariusz: By przestało padać

Słońce odkąd tylko zawitało na niebie, świeciło całą swą mocą, dając energię wszystkiemu co żyje. To własnie dzięki niemu, kwiaty mogły kwitnąć, owady zbierać z nich nektar, a ptaki latać po bezchmurnym niebie.
Kwiecistą łąkę wypełniała melodia grana na skrzypcach, której idealnie akompaniowały odgłosy Matki Natury.
Niektórzy mogli by się sprzeczać, że instrument stanowiły jedynie tło muzyczne dla śpiewanych przez ptaki i owady pieśni, którym od wieków wtórował wiatr i płynąca w strumieniu woda. Zapewne mieliby oni rację. Dla niej jednak, to właśnie utwór wygrywany na skrzypiec i osoba, która wydobywała z nich tę harmoniczną melodię, była w tej chwili najistotniejsza, i to właśnie w nim utkwione miała swe rozanielone spojrzenie.
Czerwonowłosa zdawała się nie dostrzegać niczego, poza ów mężczyzną. Piękna sceneria była niczym, przy stojącym przed nią grajkiem.
Klęcząc, w dłoniach ściskała bukiet łąkowych kwiatów, podarowanych jej przez wybranka. Melodia wydawała się zapierać jej dech w piersiach, jakby słyszała ją po raz pierwszy. W rzeczywistości wysłuchiwała jej przy każdym ich spotkaniu, a ona nigdy nie miała jej dość. Bo grał ją dla niej i tylko dla niej.
Gdy wybrzmiał ostatni dźwięk, serce Tammin na moment zamarło. Skrzypek powoli rozchylił powieki, które przez cały czas miał mocno zaciśnięte, by móc skupić się na grze. Gdy tylko spojrzenie jego błękitnych oczu spotkało się z jej złotymi, na ustach obojga pojawiły się delikatne uśmiechy.
Mężczyzna położył ostrożnie swój instrument wśród polnych kwiatów i powoli zaczął kroczyć ku swej pięknej ukochanej. Gdy był zaledwie kilkanaście centymetrów od niej, wyciągnął ku niej swą dłoń, jakby zapraszając Czerwoną do tańca.
Tammin bez słowa sięgnęła by pochwycić wyciągniętą rękę mężczyzny. Wtem poczuła zimną kroplę deszczu spływającą po jej rozgrzanym policzku. Spojrzenie czerwonowłosej powędrowało ku niebu.
Słońce przysłaniały kłębiaste chmury, na których widok dłoń Kwami opadła bezwładne na jej podołek.
- Do zobaczenie później, mój kamase - wyszeptała spuszczając wzrok. Kąciki jej ust zadrżały, a uśmiech niemal zniknął z jej twarzy.
Ku ziemi powoli zaczęły opadać drobne krople wody, by zaledwie po chwili zamienić się w istną ulewę.
Gdy istota ponownie zdecydowała się spojrzeć na ukochanego, już go nie było. Jednak zniknął nie tylko on. Przepadły również wszystkie stokrotki, chabry i maki. Nie było śladu po niezapominajkach, czy astrach, a nawet soczysto-zielonej trawie. Zniknęła cała łąka. Tammin znajdowała się teraz pośrodku mrocznej polany. Była cała mokra i zupełnie sama.

Znalazła ją na polanie, tam gdzie zawsze ją znajdowała. Siedziała z podkulonymi nogami cała przemoczona, wpatrując się w martwy punkt przed sobą.
Tikki bez słowa przysłoniła jej widok i przyklękła przed nią.
- Znów pada - oznajmiła Tammin. - Nienawidzę deszczu.
- Wiem.
- Czy wiesz dlaczego?
- Wiem - wyszeptała Tikki.
Tammin zdawała się jednak tego nie słyszeć.
- Bo tylko on jest w stanie zniszczyć moją iluzję.
- Wiem.
- Zmywa ją - kontynuowała Tammin, ignorując słowa Biedronki. - Niszczy. Tylko on jest w stanie ukazać prawdę, przypomina, że iluzja jest tylko iluzją. Tylko iluzją, kłamstwem. Uświadamia, że żyję w kłamstwie. Nie chcę tego.
- Więc przestań się okłamywać.
- Kiedy nie chcę... Chcę jedynie by przestało padać.
- Tammin minęło tyle lat...
Deszcz powoli przestawał padać. Tikki ułożyła dłonie na ramionach przyjaciółki, patrząc jej prosto w oczy.
- Czas zapomnieć.
- Kiedy nie potrafię... Nie chcę zapomnieć. Chcę jedynie, by przestało padać.
Deszcz przestał padać, a zza chmur powoli zaczęło wychodzić słońce.
Tikki zacisnęła pieści i podniosła się na równe nogi. Odsunęła się od przyjaciółki na kilka kroków i zmierzyła ją srogim spojrzeniem od stóp do głów.
- Spójrz tylko na siebie. Jesteś jak własny cień. Odkąd... Znikasz na całe dnie i przesiadujesz na tej nędznej polanie, zatracając się w swoich mocach. Sama jesteś sobie winna, tego co cię spotkało. Nie słuchałaś mnie. Mówiłam ci, że źle wybierasz.
- Dlaczego?
- Bo to człowiek! - wykrzyknęła niebieskooka, jakby było to coś oczywistego. - A ludzie przemijają, jak noc i dzień. Gasną jak ogień. Umierają.
Zapadło milczenie, w którym świetnie było słychać ptaki i owady powracające po obfitym opadzie do swej codziennej rutyny.
- Powiedz, czy kiedyś kochałaś, Tikki - wyszeptała po chwili czerwonowłosa.
- Ja...
- Czy kiedykolwiek kochałaś?
- Przecież wiesz, że nie, Tammin.
- Więc życzę ci tego z całego serca najdroższa przyjaciółko. Bo nie ma nic wspanialszego ponad to uczucie. Serca bijące jednym rytmem, które odnalazły się wśród tak wielu melodii. Nie ma cudowniejszego doznania, niż miłość drugiego. Nie ważne czy jest nim człowiek, czy jeden z nas. Może wtedy zrozumiesz, że to nie my wybieramy, tylko jesteśmy wybierani. Obyś któregoś dnia i ty doświadczyła tego zaszczytu, moja gameo.
Po tych słowach na twarzy Tammin powrócił uśmiech.
- Przestało padać - zauważyła, utkwiwszy spojrzenie w czymś za plecami Biedronki
Tikki dostrzegła, że wkoło niej zaczynają pojawiać się kwiaty, a polana zamienia się powoli w barwną łąkę. Odwróciła się prędko i dostrzegła za sobą kroczącego ku niej czarnowłosego mężczyznę. Uśmiechał się. Grajek przeniknął przez nią i zatrzymał się przed Tammin z wyciągniętą ku niej dłonią. Tym razem Kwami pochwyciła jego rękę i para wspólnie ruszyła do tańca.
Biedronka przyglądała się temu przez chwilę, po czym odwróciła się z rezygnacją i odeszła, zostawiając Tammin sam na sam z jej iluzją.

Tikki stała na marmurowym nagrobku, wpatrując się w czarno-białe zdjęcie i napisy wygrawerowane na płycie.
- Wszystko dobrze Tikki? - odezwała się Natalia nieco zlękniona milczeniem kwami.
- Wszystko w porządku - odparła cichutko Biedronka. - Chcę jedynie... By przestało padać - oznajmiła ocierając policzek.
- Przecież nie pada.

poniedziałek, 25 grudnia 2017

Histogariusz: Nie żałuj róż

Całą krainę spowijał już mrok. W obozie rewolucjonistów zgiełk powoli cichł. Większość rannych po ostatniej potyczce została już opatrzona. Kwami i ludzie, którzy sami nie odnieśli większych obrażeń, pomagały innym.
Plagg krążył po całym obozowisku, starając się być tam, gdzie akurat potrzebowano go najbardziej. Mimo, że otaczali go sami sojusznicy, nie rozstawał się z mieczem uwiązanym u pasa.
Dzięki specjalnemu stopowi minerałów mógł nim bez problemu pozbawić życia każde Kwami. Właśnie z myślą o nich został on wykonany, bo to przecież z nimi prowadzili wojnę. Ludziom życie odebrać można było byle kamieniem, ale by zabić Kwami potrzeba było czegoś znacznie więcej.
Oręż wykuty został przez Rokko, Kwami skorpiona, który jako jeden z nielicznych wiedział co takiego jest w stenie pozbawić jego gatunek życia. Każdy stop metalu nasączał swoim jadem, lub toksyną wydzielaną przez Zabba, dzięki czemu ostrze mogło przeszyć odporną na ciosy skórę Kwami. Choć Rokko nigdy wcześniej nie ośmieliłby się podnieść dłoni na swego pobratymca, za namową Plagga postanowił stworzyć swym sojusznikom broń, by mieli czym się bronić. Czym walczyć. Czym zabijać. Czym wygrać wojnę. Bo czasy sielanki się skończyły.
Plagg przetarł zmęczone oczy i wszedł do kolejnego namiotu wypełnionego rannymi. Nie było ich tam wielu, ledwie pół tuzina. Byli to jednak najbardziej ranni, ci których życie wisiało na włosku. Na jednym z posłań Czarny Kot dostrzegł srebrnowłosą Oddę. Zabb stał przy jej łóżku, układając kwiaty w wazonie.
Kwami Chaosu poczuł ogromną gulę w gardle. Wziął głębszy oddech i podszedł do przyjaciela.
- Co z nią?
- Kakammi mówi, że jej się polepsza. Przyniosłem trochę jej ulubionych kwiatów, by gdy się już obudzi miała coś na przekąskę - Zabb usiadł na kołdrze i ujął dłoń ukochanej. Na rękach jak zawsze miał grube rękawice. Zdejmował je jedynie na polu walki, gdzie jego dłonie były równie skuteczne co ostrze jego miecza, dzięki swemu toksycznemu dotykowi.
- A co z tobą? - dopytywał się Plagg. - Nieźle oberwałeś, broniąc jej przed Ferro.
- Jest w porządku - oznajmił Drzewołaz, choć widać było, że bandaże na jego ramieniu, aż nadto przesiąknęły krwią. Sam Zabb najwyraźniej nie miał zamiaru ruszać się od łóżka Sowy, by je zmienić.
Plagg westchnął, wiedział, że nie przekona przyjaciela by zadbał o swoje zdrowie. W tej chwili liczyła się dla niego tylko jego kamase. Wpatrzył się w parę zakochanych. Nigdy wcześniej nie sądził, że będzie im tak zazdrościł. Nie mogli się nawet dotknąć, ani pocałować, jednak mieli siebie. A on był zupełnie sam.

Plagg szedł przedzierając się przez gęstwinę. Sam nie wiedział dokąd zmierza, chciał po prostu złapać oddech. Na chwilę zostawić wszystko za sobą. Szedł więc przed siebie, póki nie dostrzegł znajomej sylwetki siedzącej na pniu obalonego buku po środku polany. Zatrzymał się na skraju lasu i wpatrzył w postać. Po chwili Tikki wolno obróciła głowę w jego kierunku i spojrzała swymi błękitnymi oczyma wprost w jego źrenice.
Czarny Kot odruchowo wyjął broń z futerału i stanął w pozycji bojowej, gotowy do walki. Na Biedronce jednak nie zrobiło to większego wrażenia. Jakby było jej wszystko jedno co się z nią stanie. Była nieuzbrojona i najwyraźniej niechętna do jakiejkolwiek walki. Plagg jednak nie opuszczał klingi.
- Powinienem Cię teraz zabić i zakończyć to wszystko - odezwał się, przerywając nocną ciszę.
- Och, uważasz że moja śmierć by to skończyła? - wyszeptała Tikki zwracając spojrzenie z powrotem na niebo. - A czy jej śmierć cokolwiek pomogła? - Plagg zacisnął dłonie mocniej na rękojeści miecza, czuł jak wzbiera w nim wściekłość. - Usiądź lepiej koło mnie i patrz ze mną jak wszystko to co mieliśmy chronić, płonie.
Ostatnie słowo mimo, że wypowiedziane najciszej, najbardziej uderzyło Kwami Chaosu. Coś w nim pękło. Do jego świadomości dotarło coś o czym od dawna wiedział, a czemu zwyczajnie nie chciał przyznać racji. Chcąc wszystko naprawić, zniszczył wszystko. Z rąk wypadł mu miecz, a sam Plagg zaczął się śmiać. Nie był to jednak wesoły śmiech rozbawionego człowieka, a gorzki rechot szaleńca, który właśnie zdał sobie sprawę z własnego obłędu.
Kot podszedł do Biedronki i usiadł na ziemi podkulając nogi pod brodę. Podobnie jak ona wpatrzył się w księżyc.
W ciszy nocy można było usłyszeć jedynie szum liści drzew. W lesie od dawna nie było już żadnych zwierząt. Ucichły ptaki, a nawet owady. Wyniosły się z krainy zatopionej w konflikcie. Kwami i ludzie zostały sami ze swoja wojną.
- Nie uważasz, że księżyc świeci dziś wyjątkowo jasno? - odezwała się Biedronka. - Jakby chciał nam powiedzieć, "widzimy się niebawem". Tylko nie zdradza czy tu, czy po jego drugiej stronie.
- To gdzie się spotkamy, zależy od nas - odparł Plagg. - Od nas zależy, z której strony będziemy go oglądać - mruknął Kot, nie spuszczając wzroku z srebrnej tarczy. - Musimy to przerwać Tikki - dodał po chwili pewnym głosem. - Zawrzyjmy rozejm.
Tikki pokręciła głową.
- To nic nie da Plagg. Za daleko zaszło. Zbyt wiele krwi zostało przelanej. Nie przestaną walczyć, póki nie zwyciężą.
- W tej wojnie nie będzie zwycięzców - oznajmił zielonooki. - Wszyscy jesteśmy przegrani. Ja... Chciałem jedynie, by wszyscy byli równi - dodał szeptem.
- I są. Równo walczą, równo umierają. Za to co w naszym mniemaniu jest słuszne. Za wolność, za porządek, za życie - Biedronka przez cały czas mówiła bardzo spokojnym i monotonnym głosem. Plagg powoli zaczynał mieć tego dość. - Więc w pewnym stopniu ci się to udało.
- Nie to chciałem osiągnąć!
- Żadne z nas nie chciało.
- Jak możesz mówić to bez cienia jakichkolwiek emocji!? - warknął Plagg, w końcu nie wytrzymując tonu towarzyszki. Spojrzał na nią ze złością. - Zawsze byłaś zdystansowana, ale żeby aż do tego stopnia...
Dopiero po chwili dostrzegł łzy spływające po policzkach Tikki, błyszczące w świetle księżyca.
- A ty zawsze byłeś nazbyt porywczy - odezwało się Kwami Ładu.
Plagg nie spuszczając wzroku z Czerwonej, ujął delikatnie jej dłoń, sprawiając tym samym, że ta zwróciła na niego spojrzenie.
- To musi się skończyć - oznajmił.
- Wszyscy jesteśmy winni tego co stało się z naszą krainą. Wszystkim należy się kara. Zmieniliśmy historię - westchnęła Tikki. - Naszą i całego świata.
- Więc zmieńmy ją ponownie - zaproponował Plagg.
- Jak?
- Tak jak poprzednio. Razem.

Za kulisami – od czego się zaczęło

Cześć wszystkim.
Pora na kolejny, nic niewnoszący do fabuły wpis, czyli Za kulisami.
Możecie wierzyć lub nie, ale nigdy nie planowałyśmy pisać serii o serialu Miraculum. Franka (czyli ja) pewnego nudnego dnia w pracy w roku 2016 napisała sobie krótkie FanFiction nadając mu jakże ambitny tytuł Rogalik prawdę Ci powie. Jakiś czas później postanowiłam go opublikować i na tym miał być koniec. The end przygody z Miraculum. No ale nie wyszło. Potem powstały Elfie zamieszki i Koniec bezczynności. A jeszcze później plany na kolejne części, które snułam w głowie. Tak powstało to:

Ponieważ jeden z tych planów zakładał pozbycie się Biedronki i zastąpienie jej na jakiś czas nowym superbohaterem, chciałam od kogoś pożyczyć jakąś ciekawą postać i wykorzystać. Wtedy jednak Paulina, stwierdziła: Po co pożyczać, stwórzmy własną OC.
No i stworzyliśmy... Edith.
Miała pojawić się raptem w dwóch, maksymalnie trzech opowiadaniach, a potem odejść w zapomnienie. Ponadto jej relacje z Adrienem/Czarnym Kotem nie miały być nawet w połowie tak zażyłe jak są obecnie. Bohaterowie nigdy nie mieli poznać swych tożsamości. Dodatkowo zupełnie niezamierzone było wprowadzenie jej rodziny i znajomych. No, ale znów nie wyszło. Bohaterka tak nam się spodobała, że zaczęła pojawiać się w coraz większej ilości opowiadań, aż w końcu przejęła FanFiction.
Warto zaznaczyć, że początkowo opowiadania te nie miały być (i nie były) ze sobą powiązane. Stąd pierwotna nazwa serii Jednostrzałowce. Paulina jednak upierała się, że przecież widać wyraźne nawiązania. Cóż, może i takowe nawiązania były, ale nie były one tworzone pod pisanie serii. Seria powstała samoistnie w wyniku ewolucji naszych pomysłów. Wszystko potoczyło się tak szybko, że nie wiedzieć kiedy mieliśmy już zaplanowaną całą serię, a potem szkic kolejnej. Narodził się pomysł Wielkiej Wojny Kwami, Kolekcjonera i Niewolnych. Pojawiła się Wszechistota i nasze Miraculsony. Kwami nabrały charakteru, wymyśliłyśmy im historię, kulturę, a nawet język.
I tak z dziesięciu nieplanowanych opowiadań, zrodziły się trzy serie po dwadzieścia historii każda i Histogariusz, który już w zupełności nie był planowany. Mamy sporą ilość bohaterów, zarówno ludzkich jaki i Kwami.
Pisanie opowiadań do Miraculum, naprawdę nas wciągnęło. Liczymy, że choć w połowie wciągnęło was czytanie ich.
Franka