co za radość, gdy saniami można jechać w dal
gdy pada śnieg, pada śnieg, dzwonią dzwonki sań
a przed nami i za nami wiruje tyle gwiazd.
- Te całe święta coraz bardziej mi się podobają - oznajmił czarny stworek, podczas gdy Adrien zajęty był przyozdabianiem miniaturowej choinki znajdującej się w jego pokoju. - W średniowieczu nie były tak kolorowe i nie było tylu fajnych przyśpiewek. No i nikt nie podawał na wigilijnym stole camemberta.
- I nadal nie podaje - oznajmił Adrien zawieszając na choince kolejną bombkę.
- Z kolei w starożytnym Egipcie - kontynuował swój wykład z historii Kwami. - Nie było ich w ogóle. Czasem tylko złożyli kogoś w ofierze swym bogom, a tak to żadnej większej imprezy. Ciekawe co wymyślą za kolejne 400 lat.
Był 24 grudnia. Wigilia, czas świętowania, czas jedzenia, czas prezentów! Nie dla wszystkich jednak. W tym samym czasie w nieco innej części
Dwie dziewczynki spacerowały oświetlonymi paryskimi ulicami wzdłuż dziesiątków sklepów. Młodsza z dziewczynek, sześcioletnia Syntia podskakiwała wesoło wymachując beztrosko swoją ukochaną szmacianą lalką. Idąca za nią na oko dwunastoletnia Aleksis, szła z rękami w kieszeniach przyglądając się z uśmiechem młodszej siostrze. Dziewczynki po kilkugodzinnym wędrowaniu po Paryżu, postanowiły w końcu wrócić do domu na kolację Wigilijną.
W pewnym momencie młodsza z dziewczynek podbiegła do jednej z wystaw sklepowych i przylepiła nos do szyby. Aleksis natychmiast podbiegła do sześciolatki, by sprawdzić co takiego przykuło jej uwagę.
- Spójrz siostra - wyszeptała blondynka nie odrywając wzroku od wystawy. - Jest idealny dla Panny Agatki. Byłby dla niej wspaniałym mężem, a nazwałbym go Henio.
Dziewczynka mówiła oczywiście o misiu, który zajmował honorowe miejsce na świątecznej wystawia w najsłynniejszym sklepie z zabawkami w 8 dzielnicy. Misiu nie tylko wyglądał dostojnie i szykownie dzięki swej muszce, uroku dodawał mu również świąteczny sweterek, który miał na sobie. Panna Agatka to natomiast lalka, którą dziewczynka przyciskała obecnie do szyby, by mogła przyjrzeć się swemu przyszłemu mężowi.
- No muszę powiedzieć siostra, masz oko do facetów - przyznała szczerze Aleksis, kiwając głową z aprobatą i przyglądając się pluszakowi. - Nieźle się ubiera.
- No nie? - zawołała rozradowana Syntia spoglądając na starszą siostrę. - Świątecznie i z klasą.
Podczas gdy Syntia wróciła do wpatrywania się w swojego przyszłego zięcia. Aleksis wsadziła rękę do kieszeni i wyciągnęła z niej banknot o dość sporym nominale. Przyjrzała się mu i westchnęła ciężko.
Cóż, obejdzie się w tym roku bez nowych butów. Te które ma na sobie, jakoś wytrzymają do następnych świąt.
- Słuchaj Syntia. Poczekaj tu na mnie chwilę, a ja zaraz wrócę - zwróciła się do siostry, po czym weszła do sklepu.
Wyszła zaledwie po kilku minutach w dłoni ściskając misia z wystawy.
- Spójrz Syntia co mam... - zawołała, jej siostry nie było jednak przed sklepem.
Blondynka stała kilka metrów dalej między trzema dryblasami, którzy rzucali sobie jej lalkę z rąk do rąk śmiejąc się przy tym do rozpuku.
- Oddajcie Pannę Agatkę! Oddajcie! - krzyczała dziewczynka podbiegając to do jednego, to do drugiego chłopca by odzyskać swoją przyjaciółkę. Nim jednak zdążyła dojść do jednego z nich, ten podawał zabawkę do drugiego.
- Hey! - wykrzyknęła zezłoszczona Aleksis, podchodząc do chłopców. - Oddajcie lalkę mojej siostrze - oznajmiła zdecydowanie.
Dobrze znała nikczemnych oprawców swej siostry, chodziła z nimi do jednej klasy.
- Bo co nam zrobisz sieroto? - zapytał jeden z chłopców. - Jesteście tylko zwykłymi znajdami. Nie ma dla was miejsca w Paryżu.
- Nie nazywaj nas tak - warknęła dziewczyna groźnie zaciskając pięści.
- Bo co mi zrobisz Lefiampi? Powinnaś się wstydzić tego kim jesteś.
- Chciałeś chyba powiedzieć Le Champi - poprawił go drugi z chłopców, na co oboje ryknęli śmiechem.
- Hey, hey. Chłopaki. Dość już tych wygłupów. Pośmialiśmy się, było fajnie, ale koniec tego dobrego. Są święta, trzeba okazać odrobinę serca nawet najbiedniejszym. Oddaj lalkę Pier - odezwał się w końcu trzeci łobuzów.
Chłopak nazwany Pierem, posłusznie odrzucił lalkę swojemu "szefowi". Blondyn zręcznie ją pochwycił i przykucnął przed dziewczynką, która śmiało ruszyła w jego stronę.
- Dzięki Matt - uśmiechnęła się do niego Aleksis. Chłopak spojrzał na dwunastolatkę i odwzajemnił uśmiech, po czym cisnął lalkę prosto na ulicę.
- Aport piesku - zawołał, na co jego towarzysze wybuchnęli śmiechem.
Syntia natychmiast pognała za lalką.
- Syntia stój! - zawołała za biegnącą siostrą Aleksis. Było jednak za późno.
Pluszowy miś wylądował w śniegu.
Aleksis siedziała w szpitalnej poczekalni. W dłoni ściskała szmacianą lalkę swojej siostrzyczki. Operacja małej Syntii trwała już od kilku godzin i nic nie wskazywało na to by miała się szybko skończyć.
Z podbródka brązowowłosej spływały słone łzy.
Szelest motylich skrzydeł.
-''Witaj mój mały Elfie.'' - usłyszała w swej głowie cichy, kojący głos i poczuła, że dzięki niemu wszystko będzie dobrze. - ''Czuję jak bardzo cierpisz. Jak wiele jest bólu w twoim sercu. I jak bardzo pragniesz zemsty. Pomogę ci spełnić twoje świąteczne życzenie. W zamian chcę jedynie drobnej przysługi.''
Marinette siedziała wspólnie z rodzicami przy Wigilijnym stole. Cała trójka złożyła już sobie życzenia i zabierała się za konsumpcję świątecznych potraw.
Panna Cheng nakładała sobie właśnie swój ulubiony pudding, gdy drzwi do mieszkania otworzyły się z głośnym trzaskiem. Do domu wtargnął przeraźliwy chłód i pięcioro, identycznych elfów.
Elfy bez najmniejszego wahania ruszyły ku świątecznemu drzewku, pod którym znajdowały się już świąteczne podarki. Pospiesznie zapakowały wszystkie zgromadzone tam prezenty do olbrzymiego wora, który przytachały ze sobą, po czym równie nagle jak się pojawiły, opuściły mieszkanie.
- Co do... - zaczął pan Dupain, zupełnie zdezorientowany nagłym pojawieniem się przybyszów.
Nim jednak zdążył dokończyć swą myśl, jego żona i córka poderwały się z krzeseł i wybiegły za elfami.
Zatrzymały się zaraz po przekroczeniu granic domu. Ulice Paryża wręcz oblężone były przez niezliczone hordy identycznych elfów, które bez skrupułów włamywały się ludziom na chaty i podwędzały świąteczne prezenty!
Po chwili do dziewczyn dołączył pan domu. Mężczyzna podobnie jak żona i córka, oniemiał na widok skrzaciej armii.
- O rzesz w mordkę. To kolejny atak Akumy, czy jakiś świąteczny heppening? - odezwał się piekarz, przyglądając się elfom ciągnącym za sobą płócienny worek, zapewne wyładowany czyimiś prezentami.
- Chyba raczej Akuma - stwierdziła, jego żona, gdy jedne z elfów, sam nie dając rady udźwignąć wielkiego wora, rozdwoił się, dosłownie.
- Przepraszam - odezwała się Marinette, przeciskając między rodzicami. - Ja chyba zaczekam w pokoju póki Biedronka i Kot czegoś z tym nie zrobią. Nie ma chyba sensu, kontynuować kolacji nim te elfie zamieszki się nie skończą.
Nim rodzice zdążyli cokolwiek powiedzieć, dziewczyna pognała do swojego pokoju i zamknęła się w nim.
Biedronka przeskakiwała z jednego budynku na drugi. Cały Paryż wręcz tonął w Elfiej zarazie. W końcu dziewczyna zatrzymała się na jednym z budynków i zaczęła przyglądać się karzełkom uważnie.
- Zauważyłaś, że są jak mrówki? - odezwał się Czarny Kot.
Biedronka nawet nie drgnęła z powodu jego niespodziewanego pojawienia. Przywykła, że kot, jak to kot, potrafi się całkiem nieźle skradać.
- To znaczy? - zapytała zdumiona bohaterka spoglądając na przyjaciela.
- Pozornie ich ruchy zdają się być przypadkowe, ale mają ustalony schemat. Widzisz po wyjściu z mieszkania mnożą się, po czym piątka z nich idzie po kolejne prezenty, a kolejna piątka kieruje się do centrum. Mogę się założyć, że znoszą te wszystkie podarki swojej królowej. Ona musi mieć pewnie przedmiot z Akumą.
- Więc dowiedzmy się dokąd te elfy migrują.
- Za elfią plagą! - wykrzyknął Kot i zeskoczył z budynku.
Po kwadransie śledzenia jednej z elfich trup, Biedronka i Czarny kot, znaleźli się przed szpitalem.
- Królowa ukrywa się w szpitalu? - zdumiała się Biedronka.
- Dość niecodzienne - przyznał Kot, po czym oboje weszli do budynku.
Elfy gromadziły prezenty w pobliżu drzwi do jednaj z sal szpitalnych. Biedronka ruszyła ku nim, powstrzymała ją jednak czujna dłoń pielęgniarki, która zagrodziła jej drogę.
- Przykro mi Biedronko, ale nie możesz tam wejść.
- Za tymi drzwiami może znajdować się Akuma - wyjaśniła zamaskowana.
- Za tymi drzwiami trwa operacja. Jestem pewna, że Akumy tam nie znajdziesz.
- Kto jest operowany?
- Sześciolatka, Syntia Lefiampi. Trafiła do nas kilka godzin temu w dość ciężkim stanie. Przykra sprawa. Wpadła pod samochód.
- Czy był ktoś z nią? - dopytywał się Czarny Kot.
- Tylko jej siostra, Aleksis. Przez dłuższy czas siedziała w poczekalni, ale zniknęła. Biedna dziewczyna, jeśli jej siostra z tego nie wyjdzie, zostanie sama na świecie. Znam te Lefiampi, bywam czasem w sierocińcu, są ze sobą bardzo zżyte.
- Czy wie pani gdzie doszło do wypadku? - zapytała Biedronka, czując że są na dobrym tropie.
- W ósmej dzielnicy.
- No i kto się teraz śmieje - warknęła dziewczyna przyglądając się swojemu dziełu.
Znajdowała się na Moście Aleksandra. Elf stała na barierce, a kilka metrów od niej wisieli w powietrzu dwaj chłopcy przyozdobieni niczym prezenty, jedynie z otworami na oczy. Obaj umieszczeni byli w zaczarowanym worku, który wisiał samoistnie nad Sekwaną. Na moście prócz Elf znajdowały się jej liczne kopie, które z uznaniem spoglądały na swój pierwowzór.
- Ale kogoś mi tu brakuje - Elf podrapała się po brodzie i rozejrzała dookoła. - Matt? Wiem, że tu jesteś. Nie chowaj się Matt. Chodź pośmiejemy się razem.
Elf usiadła na balustradzie i zaczęła wyczekiwać na pojawienie się brakującego ogniwa. Po chwili z tłumu elfich kopii, wyszły dwie nich prowadząc trzeci z prezentów.
Na ten widok Elf rozpromieniła się. Kopie cisnęły prezent do jej stóp. Dziewczyna zamachała trzymaną w dłoni lalką, niczym różdżką, a prezent dołączył do swoich kompanów.
- To taki mój świąteczny prezent dla mojej siostrzyczki - oznajmiła Elf spoglądając przez ramię na worek. - Wy na dnie Sekwany. Nie ma dla was miejsca w Paryżu.
Po czym odwróciła wzrok i zeskoczyła zwinnie z barierki. Ruszyła wolno przed siebie i pstryknęła palcami, a worek za jej plecami runął wprost do rzeki.
Dziewczyna zatrzymała się, nie usłyszała jednak charakterystycznego "plusk", świadczącego że worek znalazł się w wodzie. Elf odwróciła się.
Biedronka stała zapierając się o barierkę. W dłoni trzymała swoje jojo usiłując coś wciągnąć, pomagał jej w tym Czarny Kot.
- Ej! - zawołała rozgniewana Elf. - Psujecie mój idealny prezent!
- Ciekawy masz gust do podarków - wydyszała Biedronka. - Kocie zajmij się nią.
Czarny Kot bez słowa sprzeciwu ruszył na Elf. Ta jednak zaśmiała się jedynie i machnęła na niego lalką, a Czarny Kot uniósł się w powietrzu i zawisł nad rzeką.
- Biedra ratuj - pisnął Kot spoglądając w wodę pod nim. - Koty nie lubią wody.
- Musisz wymierać Panno Biedronko. Albo oni, albo twój chłopak.
- To nie jest mój chłopak - oburzyła się zamaskowana, usiłując utrzymać w dłoniach worek z prezentami.
- Biedronsiu, to nie czas na spieranie się ze złoczyńcą - oznajmił kot. - Jak panna Elf mówi, że jesteśmy w związku, to jesteśmy.
Biedronka była w kropce. Z jednej strony bardzo ciążył jej worek, który trzymała w rękach i czuła że długo nie wytrzyma, a sama nie była w stanie go wciągnąć. Jeśli go puści, chłopcy wyładują w rzece. Jeśli jednak do tego nie dojdzie, to Kot sobie dziś popływa.
- Widzę, że koleżanka jest w impasie - oznajmiła Elf.
- Nie ukrywam - przyznała szczerze Biedronka.
- Zapewne twój mózg pracuje na najwyższych obrotach, pozwól że mu trochę pomogę.
Dziewczyna już miała pstryknąć palcami, by posłać Czarnego Kota w otchłań lodowatej wody, jednak Biedronka powstrzymała ją w ostatnie chwili.
- Twoja siostra! - wykrzyknęła zamaskowana, hamując tym samym Elf od zamiany jej partnera w sopel lodu.
- Co z nią?
- Wiemy co się z nią stało. Wpadła pod auto, bardzo nam przykro.
- Tak, a wiesz czyja to wina? - warknęła rozwścieczona dziewczyna. - Tej trójki w worku! Śmiali się z niej, śmiali się z nas! Że jesteśmy niechciane, że z nas podrzutki. Le champi, tak nas nazwali! Aż w końcu rzucili jej lalkę na ulicę - do oczu Elf napłynęły gorzkie łzy. - Ona chciała ją tylko odzyskać, Pannę Agatkę.
Dziewczyna machnęła trzymaną przez siebie lalką.
- Przykro mi - wyszeptała Biedronka.
- Co mi po twoim przykro - zawołała dwunastolatka jeszcze bardziej ozięble. - Tak mi jej nie zwrócisz! Te matoły zasłużyły co najmniej na zimową kąpiel w Sekwanie.
- Przecież to też ci jej nie odda! - wykrzyknęła Biedronka, resztkami sił poprawiając uścisk na lince.
- Może nie, ale fajnie jest się mścić - odparła Elf z wrednym uśmieszkiem.
- Nie musisz tego robić - odezwał się nagle Czarny Kot. - Byliśmy w szpitalu. Operacja się skończyła, twoja siostra odzyskała przytomność, chce z tobą rozmawiać.
- Naprawdę? - zapytała podekscytowana Elf.
- Tak. Powiedziała, że chce zobaczyć ciebie i Pannę Agatkę, że nie może się doczekać. Wypuść mnie to razem do niej pójdziemy.
- ''Nie ufaj im! Oni kłamią! Twojej siostry już nic nie uratuje! Jedyne co ci zostało to zemsta!''
- Bądź cicho! - wykrzyknęła Elf łapiąc się za głowę.
Skinęła delikatnie dłonią, a Czarny Kot wrócił na most. Chłopak podszedł do dziewczyny i uśmiechnął się. Wyciągnął dłoń w jej kierunku. Ta odwzajemniła uśmiech i podała mu rękę.
- Przepraszam - wyszeptał, drugą ręką dotykając Panny Agatki i niszcząc ją swoją mocą.
Akuma uwolniona z lalki, poszybowała ku Biedronce. Ta puściwszy worek, momentalnie pochwyciła ją i przywróciła świat do momentu sprzed skrzaciej inwazji.
Chłopcy, którzy znaleźć się mieli w wodzie, siedzieli na moście cali i zdrowi.
Tymczasem Czarny Kot, trzymał za dłoń brązowowłosą Aleksis. Dziewczyna uśmiechała się promiennie. W dłoni znów trzymała Pannę Agatkę.
- Chodźmy zobaczyć Syntię.
Jest tylko jedna rzecz której potrzebuję
Ona również nie była zdumiona widokiem Adriena. Już od jakiegoś czasu podejrzewała kim jest jej kompan.
Sprzed drzwi do sali operacyjnej zniknęły już nagromadzone prezenty. Zapewne dzięki magii Biedronki, wróciły do właścicieli.
Pod choinką
Chcę Cię po prostu dla siebie
- Nie ma sprawy młoda - oznajmił blondyn i potargał dziewczynkę po jej już i tak rozczochranej czuprynie.
Spełnij moje marzenie
Wszystkim czego chcę na święta jesteś Ty.
- Dlaczego powiedziałeś jej, że jej siostrze nic nie jest? Nie wiesz tego - zaczęła rozmowę zamaskowana, idąc z wolna obok kompana w kierunku domu.
- Skłamałem, żeby się do niej zbliżyć i zniszczyć Agatkę. Powiedziałem to co chciała usłyszeć.
- Niemalże jak sam Władca Ciem.
- Daj spokój. Ja dałem jej nadzieję, on tę nadzieję odbiera i przemienia w zawiść. Poza tym skąd wiesz, że tak nie jest? Kiedy wychodziliśmy, jej operacja się kończyła.
- Ale jej stan był ciężki. Z tego co mówiła pielęgniarka...
- Zluzuj Biedra. Są święta, czas cudów! Małej Syntii na pewno nic nie jest. Pewnie czeka na na powrót swojej siostry oglądając kreskówki.
- Obyś miał rację.
- Swoją drogą, co powiesz na mój niesłużbowy strój?
- Fajna czapka - podsumowała go krótko dziewczyna, uśmiechając się.
- Dzięki, moja ulubiona. Ale nie jesteś ani trochę zdumiona kim jestem?
- Nie - przyznała szczerze bohaterka. - Podejrzewałam to od jakiegoś czasu. Jednak to chyba nie rozsądne ujawniać się przed cywilami.
- Dziewczyna zbyt była przejęta siostrą. Nawet mnie nie zapamięta.
- Jak na kota przynoszącego pecha, niezły z ciebie optymista.
- Taki mój urok. A czy skoro ja się ujawniłem, dowiem się kto jest moją panią?
Biedronka uśmiechnęła się delikatnie.
- Wesołych świąt Czarny Kocie - oznajmiła i cmoknęła blondyna w policzek, po czym zniknęła.
- Ej tak się nie robi!
tylko o to proszę
Chcę po prostu zobaczyć mojego skarba
stojącego tuż za moimi drzwiami''
bardziej niż mógłbyś to sobie wyobrazić
Spełnij moje marzenie,
wszystko co chcę na święta to Ty.
Wszystko co chcę na święta to Ty, Kochanie
Wszystko co chcę na święta to Ty, Kochanie
Wszystko co chcę na święta to Ty, Kochanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz