Po raz pierwszy spotkali się nad wartkim strumieniem o wschodzie słońca.
On siedział na omszonym kamieniu przyglądając się w wodzie swemu odbiciu, ona powracała z nocnej przygody.
Las jeszcze spał spowity mgłą i ogłuszającą ciszą.
- Chyba przybyło mi plam – mrukną drzewołaz obracając głowę, by przyjrzeć się sobie pod innym kontem.
Wtem usłyszał nad sobą trzepot skrzydeł, a po chwili poczuł delikatny powiew ciepłego wiatru na policzku.
Płaz obrócił główkę, a jego wzrok padł na srebrną sowę, siedzącą na obalonym konarze jakiś metr od niego. Wpatrywała się w żabę z zaciekawieniem swymi pomarańczowymi oczami.
- Witaj – odezwała się melodyjnym głosem. – Jestem Odda.
- Dlaczego mi to mówisz? – zdumiał się płaz. – Jesteś z tych, którzy przed pożarciem ofiary udają miłą i przyjazną, by uśpić jej czujność? Dla twojej informacji, jeśli zamierzasz mnie skonsumować, wiedz że jestem co najmniej niestrawny.
- Nie planuję cię zjeść – zahuczała natychmiast sowa.
- Dokładnie to samo powiedziałabyś, gdybyś chciała bym stracił ostrożność.
- A co powiedziałabym, gdybym faktycznie chciała się z tobą zaprzyjaźnić?
- Po co miałabyś to robić? Jestem drzewołazem, a ty sową. Różni nas co najmniej gatunek, lub dwa.
- A to źle? Czy istoty różnych gatunków nie mogą zawierać przyjaźni?
- Nie uważam by to było dobrym pomysłem.
- Ja mam wielu przyjaciół, które nie są ptakami – zawołała Odda z entuzjazmem. – Przyjaźnię się z kilkoma słoniami, lwem, tygrysem, a nawet myszą polną. Znam też niezliczoną ilość pszczół, motyli i ryb. Uwielbiam rozmawiać z żółwiami i rakami. Swoją drogą te drugie to niezłe pleciugi. Z tobą też chciałabym się zaprzyjaźnić.
- Dlaczego chcesz przyjaźnić się akurat ze mną?
- Wracałam z jednej z moich przygód, gdy zobaczyłam cię na tym kamieniu. Wyglądałeś na smutnego. Pomyślałam, że przyda ci się przyjaciel – odparła sowa uśmiechając się promiennie.
Między parą zapadła cisza. Oboje wpatrzyli się sobie w oczy. Na dziobie sowy wciąż widniał promienny uśmiech, wyraźnie chciała przekonać do siebie drzewołaza. Płaz tymczasem zmrużył swe wyłupiaste oczy i przekręcił główkę, spoglądając na ptaka podejrzliwie. Może myślał, że gdy spojrzy na Oddę pod nieco innym kontem, uda mu się wyczuć co takiego naprawę knuje. Najwyraźniej jednak nie dopatrzył się w niej żadnego podstępu, bo po chwili odparł szeptem.
- Na imię mi Zabb.
I właśnie od tego się zaczęło. Od tych czterech słów, rozpoczęła się ich przyjaźń.
Odda odwiedzała Zabba codziennie. Czy słońce czy, deszcz. Ilekroć powracała ze swych niezliczonych przygód, nie omieszkała przystanąć by przywitać się ze swym przyjacielem. Czasem potrafiła rozmawiać z nim godziny, innym razem zostawała jedynie na kilka minut. Żadne się nie spostrzegło, gdy ich przyjaźń przerodziła się w coś głębszego.
Obserwowałem jak rozwija się ich znajomość. Jak z tej niepozornej rozmowy o brzasku, rozkwita prawdziwe i szczere uczucie, między istotami z dwóch różnych światów.
Aż do tego wiosennego dnia, który zmienił ich życia na wieczność.
- Wyglądasz dziś wyjątkowo egzotycznie, w jakie rejony krainy się wybierasz? – odezwał się Zabb, na powitanie swej przyjaciółki.
- Lecę w okolice wielkiego wulkanu. Wczoraj poznałam tam urokliwą papugę. Pomyślałam, że kilka kolorowych piórek sprawi, że przypadnę jej do gustu.
- Po co chcesz zmieniać się, dla jakiejś papugi? Ja lubię cię taką jaka jesteś. Masz piękne srebrne pióra. Tak bardzo ci ich zazdroszczę.
- Czego tu zazdrościć? Są szare i ni jakie. Nie to co twoja niebieska skóra, ma takie żywe barwy.
- Jest niebieska i toksyczna, a twoje pióra olśniewające. Nocą gdy przelatujesz na tle nieba odbijają się od nich gwiazdy, zdajesz się połyskiwać w ich świetle, niczym najpiękniejsza perła znaleziona na dnie stawu. A gdy przysiadasz na konarze, igra w nich księżyc, a każdy twój ruch sprawia, że jestem coraz bardziej oczarowany. Za dnia słońce daje swój popis i sprawia, że wydajesz się promienieć najpiękniejszym blaskiem jaki dotąd widziałem. Jakby to nie słońce opromieniało twe pióra, leczy ty sprawiała, że słońce świeci i nas ogrzewa. Czasem mam niezwykłą ochotę ich dotknąć i na własnej skórze poczuć ich ciepło.
- Ile bym dała by doczekać dnia, w którym moglibyśmy wspólnie przeżyć niezwykłą przygodę. Bym mogła zabrać cię z tego kamienia i pokazać lądy których nigdy wcześniej nie widziałeś.
- Obiecuje ci, że znajdę sposób, by wspólnie z tobą wzbić się w przestworza i zobaczyć świat. Na tę chwilę jednak, jestem zbyt niebezpieczny, byś mogła mnie gdziekolwiek zabrać.
- Zobaczymy się zatem o zmierzchu. Do zobaczenia mój przyjacielu.
Pożegnawszy się Odda wzbiła się w powietrze i zniknęła między drzewami. O zmierzchu jednak rozpętała się burza, tak potworna i gwałtowna, że wszystkie zwierzęta z lasu skryły się ze strachu w swych domach. On jednak siedział na swym omszonym kamieniu wpatrzony w niebo. Wiedział, że żadne sztormy nie powstrzymają jego Oddy od powrotu do niego. Nawałnica zdawała się nie mieć końca, nareszcie jednak na niebie rozjaśnionym błyskawicami dostrzegł świetnie znaną sobie sylwetkę. Jego żabie usta rozszerzyły się w uśmiechu na widok swej przyjaciółki. Grymas jednak szybko zniknął z jego pyszczka, gdy jeden z piorunów trafił wprost w srebrzyste pióra Oddy.
Sowa niczym kamień rzucony w powietrze, z zawrotną szybkością poszybowała w dół. Wylądowała w strumieniu, nieopodal miejsca ich spotkań. Zabb nie czekając ni chwili, rzucił się jej na ratunek. Wyciągnąwszy ją z wody, ułożył na swym kamieniu. Swą żabią łapką delikatnie pogładził jej policzek. Po chwili skapnęła na niego pojedyncza łza, niemal niezauważalna wśród kropel padającego deszczu.
Tak właśnie stracił ją po raz pierwszy.
Rankiem burza ucichła. W powietrzu unosiła się mgła, a w koło panowała zupełna cisza. Jak w dniu kiedy się poznali. Promienie słońca opromieniły omszony głaz, na którym spoczywała Odda i Zabb wtulony w jej zwęglone piórka.
Szedłem cicho stąpając po porannej rosie, me kroki tłumił mech porastający świeżę którą sam wydeptałem. Zatrzymałem się przy strumieniu i przysiadłem obok pary zakochanych.
- Wiele dla ciebie znaczyła – odezwałem się, zaczynając rozmowę, która opieczętowała ich los.
- Była moim światem.
- Nie pozwólmy więc, by twój świat dobiegł końca. Choć ze mną, zabiorę cię do osoby, która będzie w stanie wam pomóc.
Pochwyciłem płaza delikatnie i usadowiłem na mym ramieniu, po czym ująłem sponiewierane ciało jego ukochanej i ruszyłem w drogę powrotną.
Z lasu wyszedłem wprost na łąkę. Choć słońce wzeszło ledwie kilkanaście minut wcześniej, polane już tętniła życiem. Skierowałem się ku grocie, gdzie wiedziałem że ją zastanę.
- Tosuu, przyniosłem ci kolejnych – oznajmiłem z uśmiechem. Na dźwięk mego głosu uśmiechnęła się promiennie i natychmiast do mnie podeszła. – Drzewołaz i sowa, chyba jeszcze nie masz ich w swej kolekcji.
- Mduff jesteś taki kochany – zawołała czarnowłosa całując mnie w policzek.
Ujęła ciało Oddy delikatnie w ramiona i ułożyła na kamiennym postumencie. Chwile później ujęła również nieco zlęknionego Zabba i postawiła na wzniesieniu obok.
- Czy… Czy sprawisz, że Odda powróci? – zapytał Zabb drżącym głosem.
- Och, zrobię coś znacznie więcej! – zawołała natychmiast ma ukochana. – Dam wam obojgu nowe życie.
- Nam obojgu?
- Zmienię was, obdaruję cząstką siebie. Utracicie wszystkie dotychczasowe wspomnienia, ale zyskacie zupełnie nowe życie – oznajmiła Tosuu z ekscytacją.
Zabb przyjrzał się jej uważnie i przekręcił główkę. Znów chciał spojrzeć na coś pod innym kontem.
- Czy w tym nowym życiu, ja i Odda będziemy mogli przeżywać wspólnie przygody?
- Jakie tylko chcesz. A teraz pozwól, że przejdę do dzieła. To nie będzie bolało. Zbyt mocno.
Tosuu pochyliła się delikatnie nad drzewołazem, po czym nastąpił błysk oślepiającego światła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz