poniedziałek, 25 grudnia 2017

Histogariusz: Nie żałuj róż

Całą krainę spowijał już mrok. W obozie rewolucjonistów zgiełk powoli cichł. Większość rannych po ostatniej potyczce została już opatrzona. Kwami i ludzie, którzy sami nie odnieśli większych obrażeń, pomagały innym.
Plagg krążył po całym obozowisku, starając się być tam, gdzie akurat potrzebowano go najbardziej. Mimo, że otaczali go sami sojusznicy, nie rozstawał się z mieczem uwiązanym u pasa.
Dzięki specjalnemu stopowi minerałów mógł nim bez problemu pozbawić życia każde Kwami. Właśnie z myślą o nich został on wykonany, bo to przecież z nimi prowadzili wojnę. Ludziom życie odebrać można było byle kamieniem, ale by zabić Kwami potrzeba było czegoś znacznie więcej.
Oręż wykuty został przez Rokko, Kwami skorpiona, który jako jeden z nielicznych wiedział co takiego jest w stenie pozbawić jego gatunek życia. Każdy stop metalu nasączał swoim jadem, lub toksyną wydzielaną przez Zabba, dzięki czemu ostrze mogło przeszyć odporną na ciosy skórę Kwami. Choć Rokko nigdy wcześniej nie ośmieliłby się podnieść dłoni na swego pobratymca, za namową Plagga postanowił stworzyć swym sojusznikom broń, by mieli czym się bronić. Czym walczyć. Czym zabijać. Czym wygrać wojnę. Bo czasy sielanki się skończyły.
Plagg przetarł zmęczone oczy i wszedł do kolejnego namiotu wypełnionego rannymi. Nie było ich tam wielu, ledwie pół tuzina. Byli to jednak najbardziej ranni, ci których życie wisiało na włosku. Na jednym z posłań Czarny Kot dostrzegł srebrnowłosą Oddę. Zabb stał przy jej łóżku, układając kwiaty w wazonie.
Kwami Chaosu poczuł ogromną gulę w gardle. Wziął głębszy oddech i podszedł do przyjaciela.
- Co z nią?
- Kakammi mówi, że jej się polepsza. Przyniosłem trochę jej ulubionych kwiatów, by gdy się już obudzi miała coś na przekąskę - Zabb usiadł na kołdrze i ujął dłoń ukochanej. Na rękach jak zawsze miał grube rękawice. Zdejmował je jedynie na polu walki, gdzie jego dłonie były równie skuteczne co ostrze jego miecza, dzięki swemu toksycznemu dotykowi.
- A co z tobą? - dopytywał się Plagg. - Nieźle oberwałeś, broniąc jej przed Ferro.
- Jest w porządku - oznajmił Drzewołaz, choć widać było, że bandaże na jego ramieniu, aż nadto przesiąknęły krwią. Sam Zabb najwyraźniej nie miał zamiaru ruszać się od łóżka Sowy, by je zmienić.
Plagg westchnął, wiedział, że nie przekona przyjaciela by zadbał o swoje zdrowie. W tej chwili liczyła się dla niego tylko jego kamase. Wpatrzył się w parę zakochanych. Nigdy wcześniej nie sądził, że będzie im tak zazdrościł. Nie mogli się nawet dotknąć, ani pocałować, jednak mieli siebie. A on był zupełnie sam.

Plagg szedł przedzierając się przez gęstwinę. Sam nie wiedział dokąd zmierza, chciał po prostu złapać oddech. Na chwilę zostawić wszystko za sobą. Szedł więc przed siebie, póki nie dostrzegł znajomej sylwetki siedzącej na pniu obalonego buku po środku polany. Zatrzymał się na skraju lasu i wpatrzył w postać. Po chwili Tikki wolno obróciła głowę w jego kierunku i spojrzała swymi błękitnymi oczyma wprost w jego źrenice.
Czarny Kot odruchowo wyjął broń z futerału i stanął w pozycji bojowej, gotowy do walki. Na Biedronce jednak nie zrobiło to większego wrażenia. Jakby było jej wszystko jedno co się z nią stanie. Była nieuzbrojona i najwyraźniej niechętna do jakiejkolwiek walki. Plagg jednak nie opuszczał klingi.
- Powinienem Cię teraz zabić i zakończyć to wszystko - odezwał się, przerywając nocną ciszę.
- Och, uważasz że moja śmierć by to skończyła? - wyszeptała Tikki zwracając spojrzenie z powrotem na niebo. - A czy jej śmierć cokolwiek pomogła? - Plagg zacisnął dłonie mocniej na rękojeści miecza, czuł jak wzbiera w nim wściekłość. - Usiądź lepiej koło mnie i patrz ze mną jak wszystko to co mieliśmy chronić, płonie.
Ostatnie słowo mimo, że wypowiedziane najciszej, najbardziej uderzyło Kwami Chaosu. Coś w nim pękło. Do jego świadomości dotarło coś o czym od dawna wiedział, a czemu zwyczajnie nie chciał przyznać racji. Chcąc wszystko naprawić, zniszczył wszystko. Z rąk wypadł mu miecz, a sam Plagg zaczął się śmiać. Nie był to jednak wesoły śmiech rozbawionego człowieka, a gorzki rechot szaleńca, który właśnie zdał sobie sprawę z własnego obłędu.
Kot podszedł do Biedronki i usiadł na ziemi podkulając nogi pod brodę. Podobnie jak ona wpatrzył się w księżyc.
W ciszy nocy można było usłyszeć jedynie szum liści drzew. W lesie od dawna nie było już żadnych zwierząt. Ucichły ptaki, a nawet owady. Wyniosły się z krainy zatopionej w konflikcie. Kwami i ludzie zostały sami ze swoja wojną.
- Nie uważasz, że księżyc świeci dziś wyjątkowo jasno? - odezwała się Biedronka. - Jakby chciał nam powiedzieć, "widzimy się niebawem". Tylko nie zdradza czy tu, czy po jego drugiej stronie.
- To gdzie się spotkamy, zależy od nas - odparł Plagg. - Od nas zależy, z której strony będziemy go oglądać - mruknął Kot, nie spuszczając wzroku z srebrnej tarczy. - Musimy to przerwać Tikki - dodał po chwili pewnym głosem. - Zawrzyjmy rozejm.
Tikki pokręciła głową.
- To nic nie da Plagg. Za daleko zaszło. Zbyt wiele krwi zostało przelanej. Nie przestaną walczyć, póki nie zwyciężą.
- W tej wojnie nie będzie zwycięzców - oznajmił zielonooki. - Wszyscy jesteśmy przegrani. Ja... Chciałem jedynie, by wszyscy byli równi - dodał szeptem.
- I są. Równo walczą, równo umierają. Za to co w naszym mniemaniu jest słuszne. Za wolność, za porządek, za życie - Biedronka przez cały czas mówiła bardzo spokojnym i monotonnym głosem. Plagg powoli zaczynał mieć tego dość. - Więc w pewnym stopniu ci się to udało.
- Nie to chciałem osiągnąć!
- Żadne z nas nie chciało.
- Jak możesz mówić to bez cienia jakichkolwiek emocji!? - warknął Plagg, w końcu nie wytrzymując tonu towarzyszki. Spojrzał na nią ze złością. - Zawsze byłaś zdystansowana, ale żeby aż do tego stopnia...
Dopiero po chwili dostrzegł łzy spływające po policzkach Tikki, błyszczące w świetle księżyca.
- A ty zawsze byłeś nazbyt porywczy - odezwało się Kwami Ładu.
Plagg nie spuszczając wzroku z Czerwonej, ujął delikatnie jej dłoń, sprawiając tym samym, że ta zwróciła na niego spojrzenie.
- To musi się skończyć - oznajmił.
- Wszyscy jesteśmy winni tego co stało się z naszą krainą. Wszystkim należy się kara. Zmieniliśmy historię - westchnęła Tikki. - Naszą i całego świata.
- Więc zmieńmy ją ponownie - zaproponował Plagg.
- Jak?
- Tak jak poprzednio. Razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz