Słońce odkąd tylko zawitało na niebie, świeciło całą swą mocą, dając energię wszystkiemu co żyje. To własnie dzięki niemu, kwiaty mogły kwitnąć, owady zbierać z nich nektar, a ptaki latać po bezchmurnym niebie.
Kwiecistą łąkę wypełniała melodia grana na skrzypcach, której idealnie akompaniowały odgłosy Matki Natury.
Niektórzy mogli by się sprzeczać, że instrument stanowiły jedynie tło muzyczne dla śpiewanych przez ptaki i owady pieśni, którym od wieków wtórował wiatr i płynąca w strumieniu woda. Zapewne mieliby oni rację. Dla niej jednak, to właśnie utwór wygrywany na skrzypiec i osoba, która wydobywała z nich tę harmoniczną melodię, była w tej chwili najistotniejsza, i to właśnie w nim utkwione miała swe rozanielone spojrzenie.
Czerwonowłosa zdawała się nie dostrzegać niczego, poza ów mężczyzną. Piękna sceneria była niczym, przy stojącym przed nią grajkiem.
Klęcząc, w dłoniach ściskała bukiet łąkowych kwiatów, podarowanych jej przez wybranka. Melodia wydawała się zapierać jej dech w piersiach, jakby słyszała ją po raz pierwszy. W rzeczywistości wysłuchiwała jej przy każdym ich spotkaniu, a ona nigdy nie miała jej dość. Bo grał ją dla niej i tylko dla niej.
Gdy wybrzmiał ostatni dźwięk, serce Tammin na moment zamarło. Skrzypek powoli rozchylił powieki, które przez cały czas miał mocno zaciśnięte, by móc skupić się na grze. Gdy tylko spojrzenie jego błękitnych oczu spotkało się z jej złotymi, na ustach obojga pojawiły się delikatne uśmiechy.
Mężczyzna położył ostrożnie swój instrument wśród polnych kwiatów i powoli zaczął kroczyć ku swej pięknej ukochanej. Gdy był zaledwie kilkanaście centymetrów od niej, wyciągnął ku niej swą dłoń, jakby zapraszając Czerwoną do tańca.
Tammin bez słowa sięgnęła by pochwycić wyciągniętą rękę mężczyzny. Wtem poczuła zimną kroplę deszczu spływającą po jej rozgrzanym policzku. Spojrzenie czerwonowłosej powędrowało ku niebu.
Słońce przysłaniały kłębiaste chmury, na których widok dłoń Kwami opadła bezwładne na jej podołek.
- Do zobaczenie później, mój kamase - wyszeptała spuszczając wzrok. Kąciki jej ust zadrżały, a uśmiech niemal zniknął z jej twarzy.
Ku ziemi powoli zaczęły opadać drobne krople wody, by zaledwie po chwili zamienić się w istną ulewę.
Gdy istota ponownie zdecydowała się spojrzeć na ukochanego, już go nie było. Jednak zniknął nie tylko on. Przepadły również wszystkie stokrotki, chabry i maki. Nie było śladu po niezapominajkach, czy astrach, a nawet soczysto-zielonej trawie. Zniknęła cała łąka. Tammin znajdowała się teraz pośrodku mrocznej polany. Była cała mokra i zupełnie sama.
Znalazła ją na polanie, tam gdzie zawsze ją znajdowała. Siedziała z podkulonymi nogami cała przemoczona, wpatrując się w martwy punkt przed sobą.
Tikki bez słowa przysłoniła jej widok i przyklękła przed nią.
- Znów pada - oznajmiła Tammin. - Nienawidzę deszczu.
- Wiem.
- Czy wiesz dlaczego?
- Wiem - wyszeptała Tikki.
Tammin zdawała się jednak tego nie słyszeć.
- Bo tylko on jest w stanie zniszczyć moją iluzję.
- Wiem.
- Zmywa ją - kontynuowała Tammin, ignorując słowa Biedronki. - Niszczy. Tylko on jest w stanie ukazać prawdę, przypomina, że iluzja jest tylko iluzją. Tylko iluzją, kłamstwem. Uświadamia, że żyję w kłamstwie. Nie chcę tego.
- Więc przestań się okłamywać.
- Kiedy nie chcę... Chcę jedynie by przestało padać.
- Tammin minęło tyle lat...
Deszcz powoli przestawał padać. Tikki ułożyła dłonie na ramionach przyjaciółki, patrząc jej prosto w oczy.
- Czas zapomnieć.
- Kiedy nie potrafię... Nie chcę zapomnieć. Chcę jedynie, by przestało padać.
Deszcz przestał padać, a zza chmur powoli zaczęło wychodzić słońce.
Tikki zacisnęła pieści i podniosła się na równe nogi. Odsunęła się od przyjaciółki na kilka kroków i zmierzyła ją srogim spojrzeniem od stóp do głów.
- Spójrz tylko na siebie. Jesteś jak własny cień. Odkąd... Znikasz na całe dnie i przesiadujesz na tej nędznej polanie, zatracając się w swoich mocach. Sama jesteś sobie winna, tego co cię spotkało. Nie słuchałaś mnie. Mówiłam ci, że źle wybierasz.
- Dlaczego?
- Bo to człowiek! - wykrzyknęła niebieskooka, jakby było to coś oczywistego. - A ludzie przemijają, jak noc i dzień. Gasną jak ogień. Umierają.
Zapadło milczenie, w którym świetnie było słychać ptaki i owady powracające po obfitym opadzie do swej codziennej rutyny.
- Powiedz, czy kiedyś kochałaś, Tikki - wyszeptała po chwili czerwonowłosa.
- Ja...
- Czy kiedykolwiek kochałaś?
- Przecież wiesz, że nie, Tammin.
- Więc życzę ci tego z całego serca najdroższa przyjaciółko. Bo nie ma nic wspanialszego ponad to uczucie. Serca bijące jednym rytmem, które odnalazły się wśród tak wielu melodii. Nie ma cudowniejszego doznania, niż miłość drugiego. Nie ważne czy jest nim człowiek, czy jeden z nas. Może wtedy zrozumiesz, że to nie my wybieramy, tylko jesteśmy wybierani. Obyś któregoś dnia i ty doświadczyła tego zaszczytu, moja gameo.
Po tych słowach na twarzy Tammin powrócił uśmiech.
- Przestało padać - zauważyła, utkwiwszy spojrzenie w czymś za plecami Biedronki
Tikki dostrzegła, że wkoło niej zaczynają pojawiać się kwiaty, a polana zamienia się powoli w barwną łąkę. Odwróciła się prędko i dostrzegła za sobą kroczącego ku niej czarnowłosego mężczyznę. Uśmiechał się. Grajek przeniknął przez nią i zatrzymał się przed Tammin z wyciągniętą ku niej dłonią. Tym razem Kwami pochwyciła jego rękę i para wspólnie ruszyła do tańca.
Biedronka przyglądała się temu przez chwilę, po czym odwróciła się z rezygnacją i odeszła, zostawiając Tammin sam na sam z jej iluzją.
Tikki stała na marmurowym nagrobku, wpatrując się w czarno-białe zdjęcie i napisy wygrawerowane na płycie.
- Wszystko dobrze Tikki? - odezwała się Natalia nieco zlękniona milczeniem kwami.
- Wszystko w porządku - odparła cichutko Biedronka. - Chcę jedynie... By przestało padać - oznajmiła ocierając policzek.
- Przecież nie pada.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz